sobota, 18 października 2014

Rodział IV-cz.2

Amanda stanęła na skraju lasu. Bała się tam wejść, ale wiedziała, że musi to zrobić. Zostało jej kilka ziół do zebrania. Resztę takich jak bazylię, szałwię, rozmaryn i tymianek znalazła w ogrodzie swojej mentorki. Koniczna kwitnęła wszędzie, uzbieranie kwiatów nie zajęło jej długo. Podobnie sprawa się miała z pokrzywą i babką lancetowatą. Ale kwiatów lipy i czarnego bzu oraz tataraku musiała szukać w lesie. Co gorsza, nie miała pojęcia, która jest godzina.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i zrobiła krok.
Odnalezienie kwiatostanów było łatwe. Znała je z dzieciństwa. Wystarczyło dobrze rozejrzeć się po lesie. A był on piękny. Słońce przedzierało się przez zielone liście. Była cisza, spokój, śpiewały ptaki. Amanda na chwilę zapomniała o stworze, który zaatakował ją poprzedniego dnia. Miała ochotę usiąść pod drzewem i wsłuchać się w naturę. Chociaż nie było jej tu tylko jedną noc, zatęskniła za gąszczem drzew. Dni, które spędziła nad swoim jeziorem zrobiły swoje. A to, że była czarodziejką ziemi tylko pogłębiało jej uczucia.

_______________________________________________________________________________

Hmmm, w cholerę czasu mnie tu nie było.... No cóż, moje posty będą się pojawiać teraz co sobotę. Jeśli nie-zabijcie mnie! Chcę to skończyć...


piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział IV

Livra stanęła w progu izby dziewczyny. Patrzyła jak śpi. Promienie słońca odbijały się od jej włosów, mieniąc się złociście. Czarne oczy skrywały się pod powiekami, policzki nabrały zdrowego, rumiamego koloru, usta lekko uchylone, lecz wygięte w delikatnym uśmiechu, wskazywały na to, że dzisiaj nie miała koszmarów, a może nawet jakiś miły sen.
Wyglądała jak mała, słodka dziewczynka. Niewinna. Delikatna. Szczęśliwa.
Kobieta nie chciała jej budzić, ale musiała to zdrobić. Dzisiaj pierwszy dzień nauki młodej adeptki magii.
Podeszła cicho i najpierw otworzyła okno. Do pomieszczenia wpadł świerzy, pachnący lasem, kwiatami i różnymi ziołami wiatr. Livra odetchnęła głęboko, wypełniając płuca dużą ilością powietrza. Już miała budzić swoją uczennice, gdy ta przeciągnęła się, wyciągając ręce za siebie.
-Dzień dobry, Amando-powiedziała, uśmiechając się delikatnie i przysiadając na łóżku.
-Dzień dobry.
Dziewczyna choć widziała kobietę drugi raz w życiu, łącznie może z dwie minuty, to miała do niej pełne zaufanie. Wiedziała, że to do niej miała trafić, to ona ją będzie uczyć i to ona nauczy obronić się przed złem.
-Jak w ogóle ma pani na imię? I skąd pani zna moje?
-Widzę, że nie lubisz marnować dnia. Na imię mam Livra i tak możesz się do mnie zwracać, twoje imię nie jest dla nikogo tajemnicą. Wyjawiłaś naszą tajemnicę.
-Ahhh... przepraszam...-Ami wpadła w zakłopotanie
-Nie musisz przepraszać. Guarda postanowiła zrobić wyjątek i zostawić cię przy życiu.
-Dla...? -rozpoczęła już swoje kolejne pytanie, lecz czarodziejka jej przerwała:
-O to mnie nie pytaj. Nikt tego nie wie, oprócz ich rzecz jasna. Na tą chwilę musimy skończyć naszą rozmowę. Czas ucieka, a dzisiaj jest dużo do zrobienia. Zostawię cie teraz samą. Ubierz się. Czekam na ciebie w kuchni ze śniadaniem.
-Dobrze.
Więc Livra podniosła się z łóżka i przeszła przez pokój, a potem drzwi, które zamknęła delikatnie.
Zaczęła szykować śniadanie. W starym czajniku zagotowała wodę i zalała herbate ziołową w równie starym, pięknie zdobionym w kwieciste motywy kubku. Jako posiłek uszykowała gotowane jajka i sałatkę z pomidorów, ogórka, sałaty i różnych ziół. Do tego był chleb, przed chwilą wyciągnięty z piekarnika, rozsiał zapach świerzego pieczywa po całym domu. Amanda z pewnościa też go poczuła, bo z chwilą stawiania go na stole, pojawiła się w progu kuchni. Już dawno nie jadła tak obfitego posiłku i nie mogła uwierzyć w to co widzi. Parujący kubek. Sałatka. Jajka. Piękny, zrumieniony, domowy, pachnący chleb. A na środku stołu kwiaty leśne w wazonie.
-Nie stój tak. Samo do ciebie nie przyjdzie.-zaśmiała się Liv
I w tym momencie Amandzie zaburczało dodatkowo w brzuchu. Były to dla niej wystarczające powody, by podejść.
Jedząc śniadanie, rozmawiały.
-Co będziemy dzisiaj robić?
-Dzisiaj? Naucze cię kilku podstawowych ziół. Pójdziesz do mojego ogrodu z księgą i będziesz szukała każdej rośliny, która w niej jest. Jeśli nie będzie jej w ogrodzie to pójdziesz do lasu.
-Do lasu?!
-Tak. Do lasu.
-Wczoraj coś mnie w nim zaatakowało.
-Mogło to zrobić gdziekolwiek. Las to twoj przyjaciel.
-Masz rację. A co to było?
-Mogę powiedzieć ci tylko tyle, że to był jeden servos do escuro, czyli sług ciemności.
-Jeśli nie możesz to trudno..
-Nie mogę. Wracają do naszego pierwszego tematu. Do domu, bo na chwilę obecną to jest twój dom, wrócisz tylko o 15 na obiad, i wieczorem, gdy znajdziesz już wszystkie zioła.
-Tak jest. Tylko nie mam zegarka.
-Mogę się założyć, że w szkole uczyli cie jak sobie poradzić w takich sytuacjach.
-Ehh.. no tak masz rację-odpowiedziała młoda adeptka.
"Mogła bardziej się do tego przyłożyć..."-pomyślała.
-Dokończ śniadanie, a ja idę po rzeczy dla ciebie.
Z szafki wyjęła koszyk, a na regale szukała księgi. Nie zajęło jej to długo choć na każdej z półek było co najmniej ze dwadzieścia książek.
Amanda w tym czasie zrobiła ostatni kęs pieczywa. Chętnie by teraz poleżała, ale musiała iść. Livra przekazała jej koszyk. Księga okazała się być średnich rozmiarów, może uda się jej zebrać to wszystko w szybkim czasie.
-Uważaj na siebie. I na innych.
-Wiem, wiem.
I wyszła.
______________________________________
C.d.n.
Przepraszam, że nie cały rozdział na raz, ale muszę iść sprzątać, gotować i wgl. Wieczorem dodam kolejną część.
Zostawiajcie opinie <3

Zmiany

Od dziś notki będe dodawać w soboty :) Nie wyrabiam się w tygodniu niestety.
Jutro będzie Rozdział IV :)
Powinien być ok. 10-11 :)

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział III-c.d.

Amanda traciła siły, poruszała się coraz wolniej, a jej moc była za słaba, na to. Ciskała go, ale to nic nie dawało. Nawet się tym nie przejął, ale ona traciła siły.  Wiedziała, że zaraz ją dogoni. Odwróciła głowę. Stwór był coraz bliżej. Widziała go dokładnie. Podobny do wilka, ale dużo większy, wzrost  podobny do dwunastoletniego dziecka, prawie bezwłosy, sierść miał tylko na ogonie. Wyraźnie odznaczające się mięśnie przerażały, wystarczyło by użył tylko trochę swojej siły, by ją zabić. Jasnoniebieskie oczy, sprawiały, że przeszywał ją paraliżujący chłód. Spojrzała przed siebie. Drzewa się przeżedzały. Stwór z pewnością ją tam zabije. To... koniec.
Wybiegła z lasu, spojrzała na niego. Był tylko pare kroków od niej. Upadła. Odwróciła się do potwora. A on... zwolnił. Serce kołatało w piersi Amandy. Nie wiedziała co się dzieje. Podszedł i stanął nad nią. A z bliska wyglądał jeszcze straszniej. Blizny na całym ciele, pokazywały jego niezniszczalność.
O Najspokojniej w świecie patrzył i oddychał, a oddech miał paskudny. Pachniał zgnilizną. Ale to był najmniejszy problem jaki miała Amanda. Stwór zaczął szeptać.
-Już za chwilę umrzesz. Pożegnałaś się z rodziną? Już nie będzisz miała okazji ich uściskać.
-Dlaczego to robisz?!
-Tak musi być, robię to od setek tysięcy lat.
Zwierz ryknął jej prosto w twarz tak, że mogła policzyć wszystkie gigantyczne zęby, które nie wyglądały na tępe. Ale coś jej się przypomniało. Ojciec dał jej szałwie i sól. Chyba teraz powinna tego użyć. Musiała odwrócić jego uwagę.
-Nie musi tak być!-krzyknęła-kto ci tak każe?
-Mój Pan. Muszę go słuchać.
Amanda grzebała w kieszeni. Nie mogła wyjąć zawiniątka.
-Powinieneś być panem dla siebie. To ty powinieneś żądzić swoim życiem.
Jest. Wyciągnęła, udało się
-Nie prawda. Takie jest moje przeznaczenie.
Ryknął jej znowy w twarz. Nie podobały mu się te słowa, ale skutecznie odwróciły jego uwagę.
Wiedźma odwiązała sznureczek wzięła szczyptę mieszaniny i sypnęła go w pysk. Potwór w mgnieniu oka rozpłynął się w powietrzu, pozostało tylko echo jego ryku.
Amanda odetchnęła. Podziękowała w duchu ojcu za mieszaninę. Wiedziała, że już byłaby martwa, gdyby nie to. Wstała. Odwróciła się, a przed nią pojawił się domek. Z komina leciał dym, na dachu brakowało kilku dachówek, a ze ścian odlatywała farba. Ale mimo to wydawał się przytulny. Czuła, że musi tam wejść, że to tu miała dotrzeć. Zapukała. Drzwi lekko się uchyliły, zapraszając ją do środka. Weszła w środku było wiele półek, a na nich grube księgi w skórzanych oprawkach. Wydawałoby się, że nikogo tam nie było, ale skąd dym? Amanda przechodziła obok półek, gładząc książki, oglądają zwisające z sufitu zioła, o których nie miała zielonego pojęcia. Nagle obok niej, nie wiadomo skąd, pojawiła się kobieta. Ubrana w zwiewną szatę kolory kremowego, na boso, rozpuszczone złociste  włosy. Na szyi zawieszony kamień na rzemyku.
-Witaj Amando.
-Oh.. witaj. Przepraszam, że tu weszłam, ale gdy zapukałam, drzwi same się otworzyły.
-Nic się nie stało.
-Hej, a skąd znasz moje imię?
-Czekałam na ciebie. Trafiłaś w pierwsze miejsce twojej nauki. Dzisiaj coś zjesz i się prześpisz, a jutro zaczynamy. Zaczniemy od początku. Na stole masz posiłek. Odpocznij. I odeszła, zostawiając młodą czarodziejkę z setką pytań w głowie.
___________________________________
Przepraszam, że tak późno, ale komputerowi coś się stało i musiałam to pisać na telefonie...
Komentujcie! Zostawiajcie opinie <3

piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział III

-Więc musze już iść?- powiedziała Amanda drżącym głosem, zwiastującym płacz.
-Tak... niestety tak.
Dziewczyna z trudem powstrzymała rozklejenie się i oznajmiła:
-Dobrze. Dziękuje, że byliście ze mną przez te 2 dni. Czy mogłabym napisać mamie list?
-Oczywiście, powiem, że leżał pod drzwiami.
Młoda wiedźma podbiegła do plecaka i gmerała w poszukiwaniu kartki i pióra. Znalazła. Na papierze szybko zaczęły pojawiać się drobne, lecz czytelne znaki, lekko pochylone w prawą stronę: "Przepraszam, to nie moja wina. Mam nadzieję, że mnie akceptujecie. Teraz muszę wyruszać w daleką drogę, ale nie martwcie się, poradzę sobie, wrócę, jak tylko będe mogła. Kocham Was, Amanda".
-Trzymaj. Napisałam do Was, żeby nie miała podejrzeń.
-To dobrze. Pamiętaj, pierwszy dom, na który trafisz kierując się stąd na północ.
-Tak wiem. Pójdę już, bo się zaraz rozpłacze.W sumie znowu.
-Masz rację.
Czarodziejka podeszła do plecaka, założyła go na plecy i podeszła do postawnego ojca, który w tamtej chwili czuł się malutki. Miał obawy. Wiedział, że na swojej drodze napotka wiele niebezpieczeństw, a przecież to była jego mała córeczka. Drobniutka, blondyczka. Ale mimo to musial ją puścić. W tamtej chwili nie wiedział ile mocy ma jego córka. Sam włożył ręce do kieszeni i poczuł mały, płócienny woreczek. Wyjął go i przypomniało mu się, że miał to jej dać. Wyciągnął do niej dłoń
-Co to?
-Szałwia i sól.
-A po co mi to?
-Odpędza złe istoty. Pomoże ci, dopóki nie nauczysz się odpowiednich zaklęć.
-Okay, dziękuje.
-A teraz już idź. Im wcześniej tym bezpieczniej. Co prawda nie zawsze, ale jednak.
-Dobrze.
Amanda rzuciła się na szyję ojcu.
-Dziękuje ci za wszystko. Przeproś Nadie.
-Dobrze. Zrobię to.
Nie chcąc, by widziała jak płacze, powiedział:
-Musisz już iść, córeczko.
-Wiem. Idę. Do... zobaczenia.
Odwróciła się i poszła na północ. Ojciec patrzył za nią, a ona walczyła ze sobą, by nie zawrócić.
-Amanda!
Dziewczyna spojrzała.
-Chodź na chwilę.
Podeszła, a Sam zdjął z ręki swój amulet.
-Co ty robisz?
-Chce ci to dać. Tobie teraz przyda się bardziej. Nie mówiłem ci, ale dostałem to od potężnej czarownicy. Rzuciła czar. Odkąd pamiętam przynosił mi szczęście. Zawsze wychodziłem cało z kłopotów. Tą osobą była moja babcia.  Przyjmij to ode mnie.
-Oh tato, dziękuje...
-Nie dziękuj.
Przytulił ją. Ucałowal w czoło. Odwrócił ją i powiedział:
-Teraz możesz już iść.
-Kocham cie.
-Wiem, będe o tym pamiętać. A ty pamiętaj, że my kochamy ciebie.
-Będe pamiętać. Do zobaczenia.
I wyruszyła. Nie wiadomo na ile. Nie wiadomo gdzie.
***
Amanda biegła. Drzewa migotały, a ona biegła, biegła ile miała sił. Jej oddech był płytki i nierównomierny. COŚ ją goniło. Nie wiedziała co to jest. Wiedziała, że chociaż TO rozumiało co ona mówi i ona rozumiała o co chodzi MU, to nie chciało jej odpuścić, chciało ją zabić. Czuła już zapach śmierci. Czuła jej oddech. Czuła, że TO się zbliża.
___________________________________
Przepraszam, że tak krótko, reszte dopiszę jutro z rana. Dzisiaj miałam lekkiego doła.... obiecuje, że jutro około 9-10 wstawię resztę.

czwartek, 5 grudnia 2013

Rozdział II: Urodziny - c.d

***
Amanda nadal siedziała na brzegu i rozmyślała. Nie zwracała uwagi na to, że jest coraz później i już niedługo mieszkańcy jej miasteczka będą przychodzić nad jezioro na spacer z psem, dzieckiem, czy po prostu samemu. Może podświadomie wyczuwała, że rodzina ją znajdzie? Chociaż Nadia i tak, by ją odszukała, ale Amanda przecież o tym nie wiedziała. Nie wiedziała też, że czeka ją jeszcze daleka droga.
***
Nadia wyczuwając swoją siostrę biegła coraz szybciej, ciągnęła swojego tatę za rękę, o przecież to ona znała drogę. Na ich twarzach było widać coraz większe podniecenie, coraz większą radość. W końcu będą mogli zobaczyć ich najdroższą Amandę, porozmawiać z nią. Szkoda tylko, że Daily nie mogła z nimi iść. Ona nigdy, by jej nie puściła. Nie mogłaby pojąć powodu. Miałaby mu za złe. 
Nagle Nadia się zatrzymała. 
-Tatusiu, widzisz ją?
-Gdzie?
-Tam, nad jeziorem.
-Tak, widzę już.-głos Sama się załamał, z oka popłynęła łza
-Tato? Czemu płaczesz? Nie cieszysz się?
-Cieszę się, księżniczko! To ze szczęścia. Dziękuje.- mówiąc to pocałował ją w czółko.
-To na co czekamy? Chodźmy do niej!
-Masz rację.
Wziął więc Nadię na ręce i biegli do niej. Gdy byli już blisko 
, dziewczynka krzyknęła:
-Ami!
Ta jednak nie zareagowała, była za bardzo pogrążona w swoich myślach. Jednak jej siostra nie zrezygnowała.
-Ami!!
Teraz już usłyszała. Odwróciła z niedowierzaniem głowę i zobaczyła swojego ojca i siostrzyczkę. Wstała i pobiegła w ich stronę z otwartymi ramionami. Dobiegła. Wtuliła się. Łkała.
-Tatusiu...
-Już jestem córeczko. Ciiii...
Po chwili mała Nadia nie wytrzymała jednak:
-Hej, a o mnie zapomniałaś?
Twarz dziewczyny rozjaśnił uśmiech.
-Co?! Oczywiście, że nie! 
Zdjęła dziewczynkę z ramion ojca i zaczęła ją łaskotać. Przez chwilę zapomniała o problemach. Przez chwilę. Przestała się bawić. Nastała cisza.
-A gdzie mama?
Kilka sekund napiętej ciszy. W głowie Sama był natłok myśli. "Jak mam jej o tym powiedzieć? Co jeśli będzie na mnie zła, że jej nie powiedziałem?"
-Co się stało?
-Tato! Powiedz jej!-z dziecięcą niecierpliwością oznajmiła Nadia.
-Yhhh...Nie powiedziałem jej, że do ciebie idę, nie powiedziałem jej wielu rzeczy, tego że jestem czarodziejem, że muszę cie wysłać w daleką podróż, nie powiedziałem jej wielu rzeczy, bo nie mogłem, bo takie jest prawo. Bo tak nakazała Guarda. 
-Dlaczego?! Jaka podróż? Jaka Guarda? Rozumiem, że mama nie mogła wiedzieć kim jesteś, ale, że nie mogłeś powiedzieć mi?! Przecież to mnie dotyczy...
-Zacznę od początku. Guarda to straż czarownic i czarodziejów, ustalają prawo. Na ich czele stoi Varmin. Kilka lat przed twoimi narodzinami wraz z resztą wymyślił zakaz mówienia swojemu potomstwu o magii, mieli rozwijać się sami. W dniu osiemnastych urodzin możemy powiedzieć wszystko. Prawie. Możemy wyjaśnić prawo. Za to co zrobiłaś grozi kara śmierci, aż dziw, że jeszcze żyjesz. Widocznie jesteś dla nich cenna. Możemy przygotować do podróży. Od zarania dziejów każdy młody czarodziej, gdy przekroczy ten magiczny moment swojego życia wyrusza w drogę. Odwiedza wiele domów starych czarownic. Od każdej czegoś się uczy. Problem tkwi w tym, że całą tą wiedzę muszę przekazać ci w jeden dzień... Jutro musisz wyruszyć.
-Powiedzmy, że zrozumiałam. Ale czy w takim razie Nadia nie powinna być gdzie indziej?
-Teoretycznie powinna, ale ma niezwykły dar czytania w myślach i, i tak wszystko wie. 
- A w którą stronę mam podążać?

-Kierunek twojej drogi, wyznacza twój dar. Dar powietrza, czyli umiejętność wstrzymywania oddechu przez nieograniczony czas,kieruje cie na wschód, dar ognia, czyli umiejętność regulowania temperatury otoczenia, kieruje cie na południe, dar wody, czyli umiejętność wywoływania deszczu, kieruje cie na zachód, a dar ziemi, czyli umiejętność porozumiewania się ze zwierzętami, kieruje cie na północ. 
-W takim razie wyruszam na północ.
-Następny rzadki dar w mojej rodzinie..-wyszeptał Sam...
-Co powiedziałeś?
-Że to kolejna rzadka umiejętność w naszej rodzinie. Występuje raz 800 lat. Czytanie w myślach jest raz na 1500 lat. To niemożliwe chyba.
-Widocznie możliwe.
-Widocznie tak.
-To teraz opowiedz mi o tym prawie.
-Że nie można wyjawiać tajemnicy już wiesz. Obowiązkiem każdego czarodzieja jest uczenie się, trzeba bardzo się przykładać, aby móc się obronić w razie niebezpieczeństwa. Nie możemy też wykorzystywać magii w zły sposób-atakować niewinnych istot, niszczyć bezpodstawnie,w szczególności przyrody. To są główne zasady. O reszcie można, by mówić latami.
-Pewnie masz rację. 
-Tato jest już późno, mama będzie się denerwować. Siostrzyczko, później wrócimy. 
Podbiegła do niej i przytuliła ją z całej swojej siły.
-Wiem księżniczko.-pocałowała ją w czółko i przytuliła.
-Nadia ma rację, musicie iść. Będę na Was czekać.
Sam przytulił swoją córkę i odszedł machając na pożegnanie. A było ono szczęśliwe, bo nie ostatnie.



środa, 17 lipca 2013

Rozdział II:Urodziny

       Życie Amandy toczyło się tak samo od kilku tygodni. Jak co ranek obudziły ją leśne zwierzęta. Dziewczyna  wzięła wszystkie potrzebne rzeczy i wyszła z groty. Ku jej zdziwieniu dzisiejszego ranka przyszli przedstawiciele wszystkich gatunków zwierząt. Ami stanęła jak wryta:
-Przyjaciele! Co tutaj robicie?!
-No jak to co? Dzisiaj twoje urodziny.
-No tak...-powiedziała smutnym głosem, lecz po chwili otrząsnęła się-Dziękuję, że przybyliście. 
Dziewczyna mimo, że jej serce pękało na pół, wciąż się uśmiechała. nie mogła pozwolić na to, by zwierzęta pomyślały, że sprawiły jej przykrość. Zauważyła, że zbyt przywiązała się do nich, tak samo one do niej. Nie wiedziała czy tak może być. Przecież to zaburzenie naturalnych czynności. Z drugiej strony miała z kim porozmawiać.
       Dziewczyna przyjęła życzenia od leśnych stworzeń, serdecznie się do nich uśmiechnęła i oznajmiła:
-Dziękuje za życzenia, sprawiliście, ze zrobiło mi się ciepło na sercu. Teraz możecie odejść. Wróćcie do swoich rodzin. chciałabym zostać sama.
       Zwierzęta odeszły, Amanda przez chwilę patrzyła na nie, potem podeszła do jeziora i usiadła na jego brzegu. Zaczęła rozmyślać o swojej rodzinie. Czy o niej myślą? Czy tęsknią? Czy wszystko u nich dobrze? Jak Nadia wygląda w nowej fryzurze? Jeśli dzisiaj są moje urodziny, to wczoraj była u fryzjera. Zastanawiała się jak sobie radzą. Czy ich życie biegnie dalej? A może zatrzymali się w jednym momencie i pogrążyli w rozpaczy? Myślała raczej o tym pierwszym wyjściu.
-Dlaczego ja to zrobiłam...?
***
Sam powoli otworzył oczy i natychmiast je zamknął. Rażące światło sprawiło, że go piekły. Lecz musiał wstać. U jego boku leżała małżonka. Zabawnie musieli razem wyglądać. On-ciemne, kręcone włosy, ciemne cera, ciemne, czarne oczy, ona-jasne, blond, proste włosy, jasna, alabastrowa skóra, jasne, niebieskie oczy.Sam silny, o mocnej budowie ciała, Daily-drobniutka, kruchutka, delikatna.
Mężczyzna podniósł się z łóżka. Spojrzał na kalendarz. "Dzisiaj 17 czerwca. Urodziny Amandy....". Wziął do ręki zdjęcie młodej, jasnowłosej, czarnookiej dziewczyny. Pogładził ją po policzku.
-Córeczko...-szepnął ze smutkiem w głosie.
Odłożył fotografię na miejsce, wyszedł z pokoju. Otworzył łazienkę i wszedł.
Mężczyzna po jakimś czasie pojawił się zza drzwi. Był już w pełni ubrany. Nie biegał już po domu z gołym torsem. Ubrał się w luźne spodenki w kolorze khaki oraz białą koszulkę na krótki rękaw. Zmierzał w kierunku kuchni. Usiadł na wysokim, barowym krześle.
-Cholera... Jak ja mam ją znaleźć?!
-Cześć tatusiu!
Do kuchni weszła mała Nadia z zaspanym wyrazem twarzy. Sam wstał, [podszedł do swojej córki i wziął ją na rękę.
-Hej księżniczko-czemu już wstałaś?
-Idę z tobą tato.
Jej twarz nabrała dziwnie poważnego wyrazu niespotykanego u dziecka. Jak czteroletni, młody człowiek może być tak skupiony. Osoby w tak młodym wieku skupiają się, owszem, na zabawie, ale nie w takich sytuacjach.
-Gdzie? Słońce, głuptasku, ja nigdzie nie idę-tryka ją palcem w nos i śmieję się.
Tato ja wiem. Wiem, że jesteśmy czarownicami, że nie powinnam wiedzieć wszystkiego zanim skończę 18 lat, wiem kim jest Varmin,. Wiem wszystko.
-Ale skąd?
-Umiem czytać w myślach.-odpowiedziała beztrosko, uśmiechają się niewinnie niczym aniołek.
-To nieprawdopodobne, takiego daru nie było od tysiącleci.
Mężczyzna był w wielkim szoku. Myślał o tym jak to możliwe. Czy to możliwe, że właśnie w jego rodzinie jest tak wielki dar?
Nadia troszkę się zirytowała. Mieli przecież szukać Amandy, a on się zamyślił. Zniecierpliwiona zwlekaniem ojca powiedziała:
-Wiem, gdzie jest Ami.
-Co?
-Wiem, gdzie jest moja siostra, a twoja córka.
-Skąd to wiesz? Przecież jest daleko. Nie mogłaś przeczytać tego w jej myślach.
-Po pierwsze nie jest tak daleko, a po drugie czuje ją, ciągnie mnie do niej.
Sam całkowicie zapomniał o tym, że jego czteroletnia córka nie zachowuje się normalnie jak na jej wiek. Miał to gdzieś.
-Jeśli nie jest tak daleko, to chodźmy, ale najpierw musisz się ubrać i coś zjeść.
Poszli do pokoju dziewczynki, mężczyzna zdejmuje z córki piżamkę i ubiera jej dżinsowe ogrodniczki, bluzkę na krótki rękaw w kolorze niebieskim, skarpetki i buciki. Idą do kuchni. Sam szybko robi kanapkę z Nutellą i podaje ją Nadii.
-Zjedz to i wychodzimy.
W czasie, gdy ona je kanapkę, mężczyzna bierze plecak i szybko pakuje do niej butelkę z wodą, sok i kanapki.
-Już zjadłam.
-To możemy wychodzić.
Spojrzeli na siebie i wyruszyli do Amandy.


_________________________________________________________________


To nie wszystko. To połowa, ale nie mam weny coś...dlatego ten rozdział jest gorszy... ale mam nadzieję, że to się zmieni ;) Komentujcie moi drodzy czy się podoba czy nie, co mam poprawić, na pewno to coś da :) Motywujcie mnie :)